piątek, 21 marca 2014

Rozdział 4

  Przez kolejny tydzień mało co uczęszczałam na zajęcia. Wszystko kręciło się wokół naszych warsztatów, dlatego moja grupa była zwolniona z lekcji. Jak dla mnie bomba, zresztą i tak nic nie traciłam. Nie musiałam martwić się o przepisywanie notatek, bo przecież na kilka dni przed zakończeniem, żaden z nauczycieli nic już nie dyktował.
  Wszystko kręciło się wokół projektu, co za tym szło, miałam również mało czasu, aby spędzać czas z moimi przyjaciółmi. Chciałam bardzo porozmawiać z Elizabeth, ale nigdy nie potrafiłam znaleźć, choć chwili na rozmowę. Wiedziałam, że do tego będę potrzebować znacznie więcej czasu niż tylko 10 minut rozmowy przez telefon, to zdecydowanie za mało. Wyobrażam sobie, że będzie zadawała mnóstwo pytań i oczywiście na początku będzie na mnie zła… Kiedyś w końcu będę musiała jej powiedzieć. Już wyobrażałam sobie jej minę, ugh. Będzie ciężko, ale powinnam dać radę.
  Do Nowej Zelandii wylatujemy już w pierwszym tygodniu wakacji, dokładniej już w poniedziałek. Dowiedziałam się tego na ostatnich zajęciach z aktorstwa. Zaszokowało mnie to. Nie sądziłam, że tak szybko to się stanie. Musiałam więc przyśpieszyć rozmowę z przyjaciółmi i jedynym odpowiednim momentem, była jutrzejsza impreza u Taylora. Dalej do końca nie byłam pewna czy chcę tam pójść, ale po takim obrocie sytuacji, byłam wręcz zmuszona tam się pojawić. Oznajmiłam, więc Beth oraz Taylorowi, wysyłając im wiadomości, że widzimy się jutro na miejscu. Oboje bardzo ucieszyli się z tego, a ja, no cóż. Zaczynałam układać w głowie jak mam im wszystko powiedzieć. Siedziałam na parapecie, patrząc na zachodzące słońce i starałam się skupić myśli na tej jednej cholernej rzeczy, ale wciąż rozpraszało mnie coś innego, a raczej KTOŚ.
  Westchnęłam ciężko zamykając oczy i chowając twarz w dłoniach. Miałam tylko nadzieję, że gdy tylko skończy się ten cały szał związany z warsztatami i dobiegną one końca, wszystko wróci do porządku.

  Nadszedł piątek. Oczekiwany przez wszystkich najstarszych uczni, przedostatni dzień roku szkolnego. Na korytarzu panował hałas i straszny tłok. Nie spodziewałam się, że do mojej szkoły chodziło tyle ludzi. Połowy z nich nawet nie kojarzyłam z widzenia. Chwyciłam mocno moją torbę i zaczęłam przedzierać się przez oszalały tłum, aby dostać się do szafki. Krzywiłam się za każdym razem, gdy tylko jakiś osobnik mnie dotknął lub „niechcący” potrącił. Nienawidziłam tego z całego serca. Byłam już w połowie drogi, nawet z daleka widziałam już swoją szafkę i wtedy dogoniła mnie Elizabeth. Jej roześmiana twarz pojawiła się tuż przede mną i musiałam zatrzymać się gwałtownie, żeby na nią nie wpaść.
-Cholera, Beth!
-Ciebie również miło widzieć, kochana!- uśmiech na moment zniknął z jej twarzy, słysząc moje słowa. Należała do grona tych osób, które nie za bardzo tolerowały przeklinanie w ich obecności. Tylko co ja mogłam z to? Zaskoczyła mnie i moja reakcja nie mogła być inna. –Widzimy się dzisiaj u Taylora?- szybko zmieniła temat, odgarniając swoje długie brązowe włosy na plecy. Dalej do końca nie byłam przekonana do mojej ostatecznej decyzji, ale nie mogłam tak po prostu zmienić zdania. Skoro już obiecałam, musiałam na to przystać.
-Jasne.- odezwałam się wbijając kod do szafki. Wrzuciłam do torby zbędne książki i zatrzaskując drzwiczki, uśmiechnęłam się delikatnie w stronę Beth. Musiałam pokazać jak bardzo cieszę się z tego powodu.
-No to super!- klasnęła w dłonie.- Mamy z Danielem po ciebie przyjechać?
-Nie, nie trzeba. Przecież dla mnie to kawałek drogi.- machnęłam ręką. Od mojego domu, do Taylora dzieliła mnie zaledwie jedna przecznica. Parę szybkich kroków i już byłam na miejscu.
-Okey. W takim razie do zobaczenia wieczorem. - uścisnęła mnie na pożegnanie i znikneła w tłumie, pewnie szukając swojego futbolisty. Mnie nie pozostało nic innego jak opuszczenie budynku i rozpoczęcie przygotowań do tego co miało zacząć się za parę godzin.
  Na prawie dwie godziny przed wyjściem zorientowałam się, że całkowicie zapomniałam o przygotowaniu odpowiednich ciuchów na ten wieczór. Cała ja. Zerwałam się z łóżka, rzucając czytaną właśnie książkę na bok i z rozmachem otworzyłam szafę. Panował w niej taki bałagan, że prawie cała jej zawartość wylała się na środek pokoju. Żałowałam, że wcześniej nie pomyślałam, aby jej nie uporządkować.
-Nie, nie, nie!- jęknęłam łapiąc się za głowę i upadłam na kolana desperacko szukając moich ulubionych ubrań. W końcu znalazłam to co chciałam. Wybrałam czarne rurki i do tego białą luźną bokserkę. Położyłam rzeczy na łóżku i zerknęłam na zegarek. Pozostało i półtorej godziny. Przez ten czas wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam i ułożyłam włosy, oraz zrobiłam delikatny makijaż, a na samym końcu przebrałam się.


  Przed domem Taylor’a tłoczyło się pełno ludzi. Nie wiem skąd on znał tyle osób. Jakoś w szkole nigdy nie widziałam go rozmawiającego z nikim innym oprócz naszej paczki i kilku chłopaków z drużyny. A tutaj, praktycznie szczęka mi opadła. Gdy przekroczyłam próg, w środku panował tam jeszcze większy tłok niż na zewnątrz. Ludzie zajmowali prawie każdy centymetr dużego mieszkania i do tego ten hałas. Wycofałam wszystkie swoje wcześniejsze przeciw i naprawdę zaczęłam cieszyć się, że tutaj jestem. Dawno nie byłam na żadnej imprezie i szczerze, brakowało mi tego. W tym momencie nie pragnęłam niczego innego, jak porządnie się wyszaleć. Uśmiechnęłam się pod nosem, zabierając po drodze charakterystyczny czerwony, plastikowy kubeczek z trunkiem i rozpoczęłam poszukiwania przyjaciół. Z wąskiego holu przeszłam do salonu, który dzisiaj robił za parkiet. Wszystkie fotele i duża kanapa zostały przestawione pod okno, tak żeby oczyścić środek, na którym mogli wyszaleć się imprezowicze. I właśnie tutaj ich znalazłam.
-Megan!!- usłyszałam głos Beth i wróciłam wzrokiem do „kącika odpoczynku”. Siedziała na jednym z białych foteli przytulając się do Daniela i machała do mnie energicznie.
-W końcu was znalazłam. Już myślałam, że zrezygnuję i się stąd zmyję.- mruknęłam witając się z parą i usiadłam na jeszcze wolnym drugim fotelu. Elizabeth zerknęła znacząco na kubeczek w mojej dłoni, ale nie skomentowała tego. Zresztą spróbowałaby się. Sama trzymała w ręku jeden i co chwile pociągała z niego dosyć spore łyki.
-Wow, Beth, hamuj się trochę.- odparłam, szczerząc się do niej, a ta w odpowiedzi pokazała mi język.
-Kiedyś w końcu trzeba się rozluźnić i odreagować, czyż nie?
-Tylko z umiarem, kochanie.- westchnął chłopak, obdarzając ją troskliwym spojrzeniem. Aw, to było urocze. Przyłapałam się na tym, że uśmiecham się do siebie, a para wpatruje się we mnie z rozbawieniem. Odchrząknęłam cicho i zrobiłam łyk alkoholu.
-A tak w ogóle, to gdzie jest Taylor?- spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Był tutaj przed chwilą. Pytał o ciebie.- oznajmił Daniel.- Podobno masz mu o czymś opowiedzieć i prosił, że jak tylko się zjawisz masz do niego przyjść.- przerwał, a na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka.- I podobno nam też musisz o czymś powiedzieć.- teraz poczułam na sobie spojrzenie Beth. Zmarszczyłam czoło i uśmiechnęłam się niewinnie. Udałam, że nie wiem, o co mu chodzi, ale w środku zaczynałam odczuwać podenerwowanie.
-Tak? Ciekawe o czym.- moje słowa zostały zagłuszone przez kubek, który przycisnęłam do ust i wlałam całą jego zawartość do gardła. Alkohol powoli zaczynał działać. Czułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele, a w głowie zaczęło mi delikatnie szumieć. Potrzebowałam jeszcze kilku drinków, zdecydowanie.
- To gdzie go znajdę? Bo nie mam zamiaru po raz kolejny szukać kogokolwiek w tym zdziczałym tłumie.- spojrzałam z niesmakiem na ludzi kręcących się dookoła.
-Pewnie poszedł na górę.
-Dzięki.-wstałam i spojrzałam na przyjaciół z góry. Daniel sięgał właśnie po kolejny kubek z trunkiem, ale Beth ciągle przypatrywała się mi tym swoim podejrzliwym wzrokiem. Westchnęłam w duchu.-Widzimy się później?- w odpowiedzi dostałam tylko lekkie skinięcie głowy.

  Dostanie się do schodów prowadzących na piętro nie było aż tak trudne. Na przedpokoju nie znajdowało się już tak dużo ludzi ja na samym początku. Pewnie większość udała się na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza. Wspięłam się na górę i ruszyłam korytarzem w stronę pokoju Taylora. Miałam nadzieję, że właśnie tam się udał.
  Stanęłam przed drzwiami i lekko w nie zapukałam. Gdy po kilku sekundach nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ponowiłam czynność, a dopiero potem nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte.
-Taylor?- nieśmiało weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panowała w nim ciemność i jedynym światłem, jakie wpływało do pokoju, była poświata księżyca. Przez moment stałam w miejscu, poddając się swoim myślom. Zamyśliłam się na tyle, że nie usłyszałam zamykających się drzwi. Dopiero, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i odwrócił mnie w swoją stronę, ocknęłam się. Wzięłam głęboki oddech przygotowując się do krzyku, ale słysząc znajomy głos, uspokoiłam się.
-Spokojnie, to tylko ja.- chłopak parsknął cicho śmiechem, kładąc dłonie na moich ramionach.
-Cholera, Taylor! Wystraszyłeś mnie!- zaśmiałam się nerwowo i uderzyłam go lekko w tors. Udał, że moje uderzenie było tak mocne, że odczuł ból i zaczął pocierać miejsce z grymasem na twarzy. Pokiwałam z niedowierzaniem głową wybuchając śmiechem, a on za chwilę mi dorównał. Chwilę zajęło nam zanim się uspokoiliśmy. Wiedziałam, ze teraz musiał nastąpić ten moment, w którym powiem mu o kółku, warsztacie i wyjeździe, więc zaczerpnęłam powietrza do płuc.
-Musze ci coś powiedzieć…
Zdanie to wypadło z naszych ust równocześnie. Byłam totalnie zaskoczona tym, że ma mi coś do powiedzenia. Myślałam, że tylko ja będę musiała się spowiadać.
-Mów pierwszy.- machnęłam ręką, zezwalając alby to on zaczął. Ciekawiło mnie co miał takiego do powiezienia. Przez chwilę wpatrywał się we mnie jakby nie do końca był pewien czy faktycznie chce ujawnić to, co chodziło mu po głowie. Nie wierzyłam własnym oczom. Ten Taylor Kitsch właśnie się denerwował. Chyba jeszcze nigdy nie miałam okazji widzieć go w takim stanie. Nawet przed ważnym meczem nie zachowywał się tak jak teraz. Przeczesał dłonią swoje długie włosy i zmarszczył delikatnie czoło, wpatrując się gdzieś za moje ramię.
-Halo, tutaj jestem!- zaczęłam machać mu ręką przed nosem, aby w końcu na mnie spojrzał. Widziałam jak jego ramiona podnoszą się do góry i opadają powoli.
-Zawsze chciałem ci o tym powiedzieć, ale bałem się, że mnie odtrącisz i przez to ucierpi nasza przyjaźni, która jest dla mnie bardzo cenna.- zamilkł, biorąc kolejny oddech. Jego oczy zaczęły błądzić po mojej twarzy. -Nie potrafię dłużej już tego w sobie dusić, mam dość. Zależy mi na tobie, Mer. Marzę tylko o tobie, nie potrafię wytrzymać dnia nie myśląc o tobie.
  Gdy skończył, zapadłą bardzo długa cisza. Wpatrywałam się w niego oniemiała. Wiedziałam, że musiałam wyglądać komicznie z szeroko otwartą buzią i mrugając co chwilę powiekami, ale kompletnie mnie zaskoczył tym wyznaniem.
-Margaret?
-Hm? A tak…- przyłożyłam dłoń do skroni, skupiając się na nowej informacji. Czy nie tego właśnie pragnęłam? Cholera, chłopak, do którego wzdychałam od praktycznie dwóch lat, wyznaje mi, że mu się podobam, a ja zachowuję się jak kompletna idiotka. Tylko naprawdę nie wiedziałam, co miałam odpowiedzieć. Zanim dać sobie jeszcze odrobinę chwili do namysłu, zadziałałam jak zwykle, zbyt bezmyślnie.
-Nie możemy być razem, Taylor, nie w tej chwili.- wyrzuciłam z siebie te słowa jak pocisk. Było już za późno, żeby cokolwiek cofnąć. Wszystko to, co miało się stać teraz, miało nas oboje zdradzić, ale w tej chwili myślałam tylko o mojej przyszłej karierze, która mogła rozwinąć się po spędzeniu kilku miesięcy na planie. Byłam skłonna zranić osobę, na której bardzo mi zależało.
-Dlaczego?- wyszeptał, starając się spojrzeć mi w twarz, ale skutecznie mu to uniemożliwiałam. Odwróciłam głowę na bok i odpowiedziałam na jego pytanie, patrząc wszędzie byle nie na niego.
-W poniedziałek wylatuję do Nowej Zelandii na dwa miesiące. Biorę udział w warsztatach aktorskich, oto cała moja tajemnica.
-I dlatego nie możemy być razem?- kątem oka zauważyłam jego dłonie zaciskające się w pięści. Skinęłam tylko głową, a on warknął ze złością.
-A więc zatem, życzę ci udanej zabawy.
  Po tych słowach zostawił mnie samą. Podskoczyłam na dźwięk zatrzaskujących się z hukiem drzwi. Zacisnęłam powieki i wypuściłam powietrze z cichym jękiem, który po chwili przemienił się w szloch.

3 komentarze:

  1. Nudny ? chyba żartujesz, tu nic nudnego nie było ! Biedny Taylor, w końcu się przełamał ale tu coś takiego, choć to jest jego wina ze tak późno sie obudził. Z niecierpliwością czekam na dalsza cześć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy doczekamy się kolejnego rozdziału?:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział chyba jak na razie najlepszy z wszystkich. :) Scena Margaret z Taylorem najlepsza. Oh, chłopak się zadurzył. Szkoda, że Mer tak go potraktowała. Mogła w sumie mu powiedzieć, że wyjeżdża, ale że też zależy jej na nim. No to czytamy dalej :)

    OdpowiedzUsuń