Przez kolejny tydzień mało co uczęszczałam na zajęcia. Wszystko kręciło
się wokół naszych warsztatów, dlatego moja grupa była zwolniona z lekcji. Jak
dla mnie bomba, zresztą i tak nic nie traciłam. Nie musiałam martwić się o
przepisywanie notatek, bo przecież na kilka dni przed zakończeniem, żaden z
nauczycieli nic już nie dyktował.
Wszystko kręciło się wokół projektu, co za tym szło, miałam również mało
czasu, aby spędzać czas z moimi przyjaciółmi. Chciałam bardzo porozmawiać z
Elizabeth, ale nigdy nie potrafiłam znaleźć, choć chwili na rozmowę.
Wiedziałam, że do tego będę potrzebować znacznie więcej czasu niż tylko 10
minut rozmowy przez telefon, to zdecydowanie za mało. Wyobrażam sobie, że
będzie zadawała mnóstwo pytań i oczywiście na początku będzie na mnie zła…
Kiedyś w końcu będę musiała jej powiedzieć. Już wyobrażałam sobie jej minę,
ugh. Będzie ciężko, ale powinnam dać radę.
Do Nowej Zelandii wylatujemy już w pierwszym tygodniu wakacji, dokładniej
już w poniedziałek. Dowiedziałam się tego na ostatnich zajęciach z aktorstwa. Zaszokowało
mnie to. Nie sądziłam, że tak szybko to się stanie. Musiałam więc przyśpieszyć
rozmowę z przyjaciółmi i jedynym odpowiednim momentem, była jutrzejsza impreza
u Taylora. Dalej do końca nie byłam pewna czy chcę tam pójść, ale po takim
obrocie sytuacji, byłam wręcz zmuszona tam się pojawić. Oznajmiłam, więc Beth
oraz Taylorowi, wysyłając im wiadomości, że widzimy się jutro na miejscu. Oboje
bardzo ucieszyli się z tego, a ja, no cóż. Zaczynałam układać w głowie jak mam
im wszystko powiedzieć. Siedziałam na parapecie, patrząc na zachodzące słońce i
starałam się skupić myśli na tej jednej cholernej rzeczy, ale wciąż rozpraszało
mnie coś innego, a raczej KTOŚ.
Westchnęłam ciężko zamykając oczy i chowając twarz w dłoniach. Miałam
tylko nadzieję, że gdy tylko skończy się ten cały szał związany z warsztatami i
dobiegną one końca, wszystko wróci do porządku.
Nadszedł piątek. Oczekiwany przez wszystkich najstarszych uczni, przedostatni dzień
roku szkolnego. Na korytarzu panował hałas i straszny tłok. Nie spodziewałam
się, że do mojej szkoły chodziło tyle ludzi. Połowy z nich nawet nie kojarzyłam
z widzenia. Chwyciłam mocno moją torbę i zaczęłam przedzierać się przez
oszalały tłum, aby dostać się do szafki. Krzywiłam się za każdym razem, gdy
tylko jakiś osobnik mnie dotknął lub „niechcący” potrącił. Nienawidziłam tego z
całego serca. Byłam już w połowie drogi, nawet z daleka widziałam już swoją
szafkę i wtedy dogoniła mnie Elizabeth. Jej roześmiana twarz pojawiła się tuż
przede mną i musiałam zatrzymać się gwałtownie, żeby na nią nie wpaść.
-Cholera,
Beth!
-Ciebie
również miło widzieć, kochana!- uśmiech na moment zniknął z jej twarzy, słysząc
moje słowa. Należała do grona tych osób, które nie za bardzo tolerowały
przeklinanie w ich obecności. Tylko co ja mogłam z to? Zaskoczyła mnie i moja
reakcja nie mogła być inna. –Widzimy się dzisiaj u Taylora?- szybko zmieniła
temat, odgarniając swoje długie brązowe włosy na plecy. Dalej do końca nie
byłam przekonana do mojej ostatecznej decyzji, ale nie mogłam tak po prostu
zmienić zdania. Skoro już obiecałam, musiałam na to przystać.
-Jasne.-
odezwałam się wbijając kod do szafki. Wrzuciłam do torby zbędne książki i
zatrzaskując drzwiczki, uśmiechnęłam się delikatnie w stronę Beth. Musiałam
pokazać jak bardzo cieszę się z tego powodu.
-No to
super!- klasnęła w dłonie.- Mamy z Danielem po ciebie przyjechać?
-Nie, nie
trzeba. Przecież dla mnie to kawałek drogi.- machnęłam ręką. Od mojego domu, do
Taylora dzieliła mnie zaledwie jedna przecznica. Parę szybkich kroków i już byłam
na miejscu.
-Okey. W
takim razie do zobaczenia wieczorem. - uścisnęła mnie na pożegnanie i znikneła
w tłumie, pewnie szukając swojego futbolisty. Mnie nie pozostało nic innego jak
opuszczenie budynku i rozpoczęcie przygotowań do tego co miało zacząć się za
parę godzin.
Na prawie dwie godziny przed wyjściem zorientowałam
się, że całkowicie zapomniałam o przygotowaniu odpowiednich ciuchów na ten
wieczór. Cała ja. Zerwałam się z łóżka, rzucając czytaną właśnie książkę na bok
i z rozmachem otworzyłam szafę. Panował w niej taki bałagan, że prawie cała jej
zawartość wylała się na środek pokoju. Żałowałam, że wcześniej nie pomyślałam,
aby jej nie uporządkować.
-Nie,
nie, nie!- jęknęłam łapiąc się za głowę i upadłam na kolana desperacko szukając
moich ulubionych ubrań. W końcu znalazłam to co chciałam. Wybrałam czarne rurki
i do tego białą luźną bokserkę. Położyłam rzeczy na łóżku i zerknęłam na
zegarek. Pozostało i półtorej godziny. Przez ten czas wzięłam szybki prysznic,
wysuszyłam i ułożyłam włosy, oraz zrobiłam delikatny makijaż, a na samym końcu
przebrałam się.
Przed domem Taylor’a tłoczyło się pełno
ludzi. Nie wiem skąd on znał tyle osób. Jakoś w szkole nigdy nie widziałam go
rozmawiającego z nikim innym oprócz naszej paczki i kilku chłopaków z drużyny.
A tutaj, praktycznie szczęka mi opadła. Gdy przekroczyłam próg, w środku panował
tam jeszcze większy tłok niż na zewnątrz. Ludzie zajmowali prawie każdy
centymetr dużego mieszkania i do tego ten hałas. Wycofałam wszystkie swoje wcześniejsze
przeciw i naprawdę zaczęłam cieszyć się, że tutaj jestem. Dawno nie byłam na
żadnej imprezie i szczerze, brakowało mi tego. W tym momencie nie pragnęłam
niczego innego, jak porządnie się wyszaleć. Uśmiechnęłam się pod nosem,
zabierając po drodze charakterystyczny czerwony, plastikowy kubeczek z trunkiem
i rozpoczęłam poszukiwania przyjaciół. Z wąskiego holu przeszłam do salonu,
który dzisiaj robił za parkiet. Wszystkie fotele i duża kanapa zostały
przestawione pod okno, tak żeby oczyścić środek, na którym mogli wyszaleć się
imprezowicze. I właśnie tutaj ich znalazłam.
-Megan!!-
usłyszałam głos Beth i wróciłam wzrokiem do „kącika odpoczynku”. Siedziała na
jednym z białych foteli przytulając się do Daniela i machała do mnie
energicznie.
-W końcu
was znalazłam. Już myślałam, że zrezygnuję i się stąd zmyję.- mruknęłam witając
się z parą i usiadłam na jeszcze wolnym drugim fotelu. Elizabeth zerknęła
znacząco na kubeczek w mojej dłoni, ale nie skomentowała tego. Zresztą
spróbowałaby się. Sama trzymała w ręku jeden i co chwile pociągała z niego
dosyć spore łyki.
-Wow,
Beth, hamuj się trochę.- odparłam, szczerząc się do niej, a ta w odpowiedzi
pokazała mi język.
-Kiedyś w
końcu trzeba się rozluźnić i odreagować, czyż nie?
-Tylko z
umiarem, kochanie.- westchnął chłopak, obdarzając ją troskliwym spojrzeniem.
Aw, to było urocze. Przyłapałam się na tym, że uśmiecham się do siebie, a para
wpatruje się we mnie z rozbawieniem. Odchrząknęłam cicho i zrobiłam łyk
alkoholu.
-A tak w
ogóle, to gdzie jest Taylor?- spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Był
tutaj przed chwilą. Pytał o ciebie.- oznajmił Daniel.- Podobno masz mu o czymś
opowiedzieć i prosił, że jak tylko się zjawisz masz do niego przyjść.- przerwał,
a na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka.- I podobno nam też musisz o
czymś powiedzieć.- teraz poczułam na sobie spojrzenie Beth. Zmarszczyłam czoło
i uśmiechnęłam się niewinnie. Udałam, że nie wiem, o co mu chodzi, ale w środku
zaczynałam odczuwać podenerwowanie.
-Tak?
Ciekawe o czym.- moje słowa zostały zagłuszone przez kubek, który przycisnęłam
do ust i wlałam całą jego zawartość do gardła. Alkohol powoli zaczynał działać.
Czułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele, a w głowie zaczęło mi
delikatnie szumieć. Potrzebowałam jeszcze kilku drinków, zdecydowanie.
- To
gdzie go znajdę? Bo nie mam zamiaru po raz kolejny szukać kogokolwiek w tym
zdziczałym tłumie.- spojrzałam z niesmakiem na ludzi kręcących się dookoła.
-Pewnie
poszedł na górę.
-Dzięki.-wstałam
i spojrzałam na przyjaciół z góry. Daniel sięgał właśnie po kolejny kubek z
trunkiem, ale Beth ciągle przypatrywała się mi tym swoim podejrzliwym wzrokiem.
Westchnęłam w duchu.-Widzimy się później?- w odpowiedzi dostałam tylko lekkie skinięcie
głowy.
Dostanie się do schodów prowadzących na
piętro nie było aż tak trudne. Na przedpokoju nie znajdowało się już tak dużo
ludzi ja na samym początku. Pewnie większość udała się na zewnątrz, zaczerpnąć
świeżego powietrza. Wspięłam się na górę i ruszyłam korytarzem w stronę pokoju
Taylora. Miałam nadzieję, że właśnie tam się udał.
Stanęłam przed drzwiami i lekko w nie
zapukałam. Gdy po kilku sekundach nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ponowiłam
czynność, a dopiero potem nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte.
-Taylor?-
nieśmiało weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panowała w nim
ciemność i jedynym światłem, jakie wpływało do pokoju, była poświata księżyca.
Przez moment stałam w miejscu, poddając się swoim myślom. Zamyśliłam się na
tyle, że nie usłyszałam zamykających się drzwi. Dopiero, kiedy ktoś złapał mnie
za rękę i odwrócił mnie w swoją stronę, ocknęłam się. Wzięłam głęboki oddech
przygotowując się do krzyku, ale słysząc znajomy głos, uspokoiłam się.
-Spokojnie,
to tylko ja.- chłopak parsknął cicho śmiechem, kładąc dłonie na moich
ramionach.
-Cholera,
Taylor! Wystraszyłeś mnie!- zaśmiałam się nerwowo i uderzyłam go lekko w tors.
Udał, że moje uderzenie było tak mocne, że odczuł ból i zaczął pocierać miejsce
z grymasem na twarzy. Pokiwałam z niedowierzaniem głową wybuchając śmiechem, a
on za chwilę mi dorównał. Chwilę zajęło nam zanim się uspokoiliśmy. Wiedziałam,
ze teraz musiał nastąpić ten moment, w którym powiem mu o kółku, warsztacie i
wyjeździe, więc zaczerpnęłam powietrza do płuc.
-Musze ci
coś powiedzieć…
Zdanie to
wypadło z naszych ust równocześnie. Byłam totalnie zaskoczona tym, że ma mi coś
do powiedzenia. Myślałam, że tylko ja będę musiała się spowiadać.
-Mów
pierwszy.- machnęłam ręką, zezwalając alby to on zaczął. Ciekawiło mnie co miał
takiego do powiezienia. Przez chwilę wpatrywał się we mnie jakby nie do końca
był pewien czy faktycznie chce ujawnić to, co chodziło mu po głowie. Nie
wierzyłam własnym oczom. Ten Taylor Kitsch właśnie się denerwował. Chyba
jeszcze nigdy nie miałam okazji widzieć go w takim stanie. Nawet przed ważnym
meczem nie zachowywał się tak jak teraz. Przeczesał dłonią swoje długie włosy i
zmarszczył delikatnie czoło, wpatrując się gdzieś za moje ramię.
-Halo,
tutaj jestem!- zaczęłam machać mu ręką przed nosem, aby w końcu na mnie
spojrzał. Widziałam jak jego ramiona podnoszą się do góry i opadają powoli.
-Zawsze
chciałem ci o tym powiedzieć, ale bałem się, że mnie odtrącisz i przez to
ucierpi nasza przyjaźni, która jest dla mnie bardzo cenna.- zamilkł, biorąc
kolejny oddech. Jego oczy zaczęły błądzić po mojej twarzy. -Nie potrafię dłużej
już tego w sobie dusić, mam dość. Zależy mi na tobie, Mer. Marzę tylko o tobie,
nie potrafię wytrzymać dnia nie myśląc o tobie.
Gdy skończył, zapadłą bardzo długa cisza.
Wpatrywałam się w niego oniemiała. Wiedziałam, że musiałam wyglądać komicznie z
szeroko otwartą buzią i mrugając co chwilę powiekami, ale kompletnie mnie
zaskoczył tym wyznaniem.
-Margaret?
-Hm? A
tak…- przyłożyłam dłoń do skroni, skupiając się na nowej informacji. Czy nie
tego właśnie pragnęłam? Cholera, chłopak, do którego wzdychałam od praktycznie
dwóch lat, wyznaje mi, że mu się podobam, a ja zachowuję się jak kompletna
idiotka. Tylko naprawdę nie wiedziałam, co miałam odpowiedzieć. Zanim dać sobie
jeszcze odrobinę chwili do namysłu, zadziałałam jak zwykle, zbyt bezmyślnie.
-Nie możemy
być razem, Taylor, nie w tej chwili.- wyrzuciłam z siebie te słowa jak pocisk. Było
już za późno, żeby cokolwiek cofnąć. Wszystko to, co miało się stać teraz,
miało nas oboje zdradzić, ale w tej chwili myślałam tylko o mojej przyszłej
karierze, która mogła rozwinąć się po spędzeniu kilku miesięcy na planie. Byłam
skłonna zranić osobę, na której bardzo mi zależało.
-Dlaczego?-
wyszeptał, starając się spojrzeć mi w twarz, ale skutecznie mu to
uniemożliwiałam. Odwróciłam głowę na bok i odpowiedziałam na jego pytanie,
patrząc wszędzie byle nie na niego.
-W
poniedziałek wylatuję do Nowej Zelandii na dwa miesiące. Biorę udział w
warsztatach aktorskich, oto cała moja tajemnica.
-I
dlatego nie możemy być razem?- kątem oka zauważyłam jego dłonie zaciskające się
w pięści. Skinęłam tylko głową, a on warknął ze złością.
-A więc
zatem, życzę ci udanej zabawy.
Po tych słowach zostawił mnie samą.
Podskoczyłam na dźwięk zatrzaskujących się z hukiem drzwi. Zacisnęłam powieki i
wypuściłam powietrze z cichym jękiem, który po chwili przemienił się w szloch.
Nudny ? chyba żartujesz, tu nic nudnego nie było ! Biedny Taylor, w końcu się przełamał ale tu coś takiego, choć to jest jego wina ze tak późno sie obudził. Z niecierpliwością czekam na dalsza cześć :D
OdpowiedzUsuńCzy doczekamy się kolejnego rozdziału?:))
OdpowiedzUsuńRozdział chyba jak na razie najlepszy z wszystkich. :) Scena Margaret z Taylorem najlepsza. Oh, chłopak się zadurzył. Szkoda, że Mer tak go potraktowała. Mogła w sumie mu powiedzieć, że wyjeżdża, ale że też zależy jej na nim. No to czytamy dalej :)
OdpowiedzUsuń