Gemma widocznie zaciekawiona, co było powodem
mojego dziwnego zachowania, odwróciła się zaciekawiona i aż pisnęła z
przejęcia.
-On tutaj
idzie, Mer!
Rzuciłam jej spojrzenie typu „no co ty nie
powiesz” i zagryzłam nerwowo wargę. Tak właściwie, dlaczego się denerwowałam?
Przecież nawet go nie znałam, ale to spojrzenie. Wystarczyła tylko sekunda i
czułam się jakby te brązowe tęczówki przeszywały moja duszę. Obserwowałam jak
powoli wymija grupę dziewczyn, która odprowadziła go tęsknym spojrzeniem i
wciąż kieruje się w naszą stronę. Zerknęłam na Gemmę, która wyglądała jakby
dostała szczękościsku. Szczerzyła się jak głupia od ucha do ucha i co chwilę na
mnie zerkała, poruszając brwiami. Tak bardzo brakowało mi przy sobie Beth. Ona
przynajmniej umiałby się stosownie zachować, a nie robić siebie idiotkę. Nawet
nie chciałam wiedzieć, co on sobie myślał widząc wyraz twarzy i zachowanie
dziewczyny.
-Cześć!
Wy również bierzecie udział we warsztatach?
Serio koleś? A niby po co tutaj
przyszłyśmy?
Uniosłam brwi do góry i parsknęłam krótkim
śmiechem, przez co jego zaciekawione tęczówki spoczęły na mnie. Cholera!
Musiałam zacząć panować nad swoimi niepohamowanymi odruchami i minami, które
podobno szczelałam za każdym razem, gdy coś mi się nie podobało lub po prostu
się z kogoś nabijałam. Ale to już leżało w mojej naturze, tak łatwo nie
potrafiłam się tego pozbyć, choćbym chciała.
Opamiętałam się wiec szybko i zmieszana
odwróciłam wzrok, dając Gemmie się wygadać. Dziewczyna tego potrzebowała,
naprawdę. Poza tym spojrzenie, jakim mnie obdarowała mówiło, żebym lepiej się
już nie odzywała. Spoko, nie miałam takiego zamiaru. Jedyne czego teraz
pragnęłam, to przywitać się z resztą grupy, a nie tkwić tutaj i czuć na sobie
co chwilę spojrzenie Blooma.
Po kilku minutach zaczęłam nerwowo tupać
nogą, mając nadzieję, że w końcu do tej dwójki dotrze, że pora kończyć.
Odchrząknęłam cicho, skupiając na siebie uwagę obojga i posłałam w ich kierunku
wymuszony, przepraszający uśmiech.
-Gemm,
chyba powinnyśmy pójść do naszego profesora.- dziewczyna posłała mi zdziwione
spojrzenie. Oczywiście nie zrozumiała mojej aluzji. Posłałam jej znaczące
spojrzenie i kontynuowałam.- No wiesz… W sprawie scenariusza do sztuki, którą
będziemy przedstawiać pod koniec roku.
-Aaaa!-
wydusiła z siebie w końcu i mrugnęła do mnie okiem. Wow, Gemma, brawo!- Wybacz.
Kompletnie o tym zapomniałam.- zaśmiała się i szybko pożegnałyśmy się z młodym
aktorem.
Dziewczyna nie omieszkała pokazać swojego
niezadowolenia, że przeszkodziłam jej w prowadzeniu fascynującej rozmowy.
-Mogłaś
nas po prostu zostawić samych. Nie musiałaś tam tkwić i nasłuchiwać.
Wytrzeszczyłam
na nią oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Ukazała właśnie
przede mną swoje zołzowate oblicze. Znowu zaczęło brakować mi Beth i w tej
właśnie chwili zdecydowałam, że jak tylko ja spotkam o wszystkim jej powiem.
Miałam straszliwą ochotę komuś się wygadać.
-Wybacz,
nie wpadłam na to.- odparłam sarkastycznie i już więcej tamtego dnia nie
zamieniłam z nią słowa, przynajmniej na osobności.
Moje
kłamstwo na temat scenariusza wcale nie było aż tak wymyślone. Nasz nauczyciel
faktycznie nas poszukiwał. Gdy tylko dostrzegł nasze osoby, szybko dał nam
znak, że mamy do niego podejść. Nie chodziło o scenariusz, ale o plan
warsztatów. Rozdał każdej z osobna plik kartek z rozpiskami na każdy dzień i
kazał nam się z nimi zaznajomić do jutra.
-Jutro o
godzinie 16, tutaj na auli, odbędzie się spotkanie z opiekunami i
przedstawicielami grup uczestników. Byłbym wdzięczny gdyby któraś z was się na
nim pojawiła.- pan Jacobson obdarzył nas szerokim uśmiechem i powiedział,
abyśmy zajęły jakieś miejsce.
Usiadłam jak najbliżej wyjścia, żeby móc po
jakimś czasie szybko i niezauważalnie wyparować stąd. Nauczyciel pojawił się na
scenie i przywitał się ze wszystkimi. Dziękował za tak liczny udział we
warsztatach i cieszył się, że sam może wziąć w nim udział, aby nakłonić młodych
studentów do wykonywania swojej pasji. Kiedy przyszedł czas na omawianie
pokrótce skąd wyłonił się ten pomysł, uznałam, że na dziś wystarczy. Podniosłam
się z miejsca i lekko się zginając potruchtałam do wyjścia. Wślizgnęłam się
między szczelinę drzwi i z ulgą znalazłam się na szkolnym korytarzu. Lekcja
hiszpańskiego była moją ostatnią, więc wzięłam z szafki potrzebne rzeczy i z
uczuciem ulgi, jak to każdego dnia, opuściłam budynek.
Wieczorem, siedząc na łóżku i czytając jedną
ze swoich ulubionych książek, otrzymałam wiadomość od Gemmy:
Hej, Mer J Mam do Ciebie małą prośbę. Jacobson prosił, aby jedna z nas przyszła
jutro na to całe spotkanie… Czy mogłabyś pójść? Jutro mam ważna wizytę u
lekarza i niestety nie dam rady… Proszę zgódź się. Xo
Pierwszą moja reakcją było wywrócenie oczami.
Wcale się tego nie spodziewałam i nie wyczułam ściemy wiążącej się z
lekarzem... Ale czy miałam jakieś wyjście? Nie.
Jasne, nie ma
sprawy.
Odpisałam krótko, ponieważ nie miałam zamiaru
się jakoś specjalnie rozpisywać. Nie otrzymałam od niej kolejnej wiadomości,
więc wywnioskowałam, że serio miała to wszystko gdzieś. Kiedy ona będzie
zapewne wylegiwała się w domu lub pojedzie na jakąś imprezę, ja będę zmuszona
siedzieć tam i wysłuchiwać bardzo nudnych rzeczy. Nie interesują mnie zbytnio
strony organizacyjne tego całego wydarzenia. Wolałabym już bardziej
praktyczniejsze rzeczy, przecież właśnie w głównej mierze, dlatego zgodziłam
się brać w tym udział. Odłożyłam telefon na bok, wcześniej wyłączając dźwięk,
tak w razie gdyby znowu ktoś raczył mi przeszkodzić i powróciłam do lektury.
Następnego
dnia.
Moja niechęć z wczorajszego dnia była
nieporównywalna do tego, co czułam dzisiaj. Była sobota, a ja musiałam iść do
szkoły na to durne spotkanie. Należałam do tego typu ludzi, którzy w sobotnie
dni wstawiają po południu i przez cały dzień chodzą w piżamie. Jeśli oczywiście
nie wychodzę na żadne imprezy, tak właśnie ze mną jest. Potrafię zwlec się z
łóżka nawet o godzinie 14, aby zjeść obiad i na powrót wrócić do swojego
pokoju. Dzisiaj niestety moje plany są inne.
Wyciągnęłam z szafy jeansowe spodenki, szarą
koszulkę z nadrukiem i zrobiłam delikatny makijaż. Na nogi wsunęłam ulubione
czarne trampki. Włosy spięłam w luźnego koka na czubku głowy i o godzinie 15:50
wyszłam z domu. Nie miałam zamiaru się śpieszyć, nie obraziłabym się nawet na
to, gdyby ktoś właśnie w tym momencie mnie zaczepił. Rozejrzałam się dookoła, z
nadzieją szukając wzrokiem kogoś znajomego, ale ulica była pusta. Zmarszczyłam
z niesmakiem nos i ciągnąc za sobą nogi, udałam się w stronę szkoły.
Tym razem zmuszona byłam zająć miejsce w
pierwszym rzędzie, zaraz naprzeciwko sceny. Przywitałam się z panem Jacobsonem
i po jego minie, stwierdziłam, że cieszył się, że to właśnie ja przyszłam, a
nie Gemma. Wręcz nawet mogłabym powiedzieć, że na jego twarzy była wymalowana
wielka ulga. Cóż, szkoda, że nie szło w obie strony. Nie potrafiłam odwzajemnić
się takim samym entuzjazmem. Usiadłam praktycznie z samego brzegu, zaraz obok
dziewczyny z przeciwległej klasy. Nie znałam jej za dobrze, ale obie
wymieniłyśmy się szybkimi uśmiechami. Oprócz nas, było jeszcze pięciu innych
uczniów, reszta stanowiła kilku nauczycieli, naszych i zza granicy, oraz
Orlando. Zmarszczyłam brwi, gdy tylko go dostrzegłam. Dlaczego nie było innych
uczestników, tylko on?
- Podobno
maja dla nas jakąś bardzo ciekawą propozycję.- moja sąsiadka nachyliła się w
moją stronę, ściszając głos. Posłałam jej pytające spojrzenie.
- To nie
będzie żadnego organizacyjnego spotkania?
Pokiwała
przecząco głową.
-Nagła
zmiana planów. Podobno wszystko udało im się omówić wczoraj. Tyle słyszałam, co
do reszty jestem bardzo ciekawa, co to może być.
-Tak, ja
również.- mruknęłam w odpowiedzi i cicho westchnąwszy, oparłam plecy o oparcie
fotela. Po tej informacji zaczynałam się lekko stresować. Nie chciałam, aby
wkopali mnie do jakiegoś projektu czy nie wiadomo czego innego. Jeszcze jedna
niespodzianka takiego typu, a zacznę żałować, że w ogóle zapisałam się na te
warsztaty.
Kątem oka zarejestrowałam małe poruszenie z
lewej strony, więc wlepiłam oczy w powstającego ze swojego miejsca Blooma. Wraz
z moim nauczycielem ruszył po schodkach wiodących na scenę. Domyśliłam się, że
za chwilę ogłoszą tą całą wielką informację. Poruszyłam się na miejscu coraz to
bardziej spanikowana i nieco zaciekawiona. Okej. Musiałam to przyznać.
Ciekawiło mnie, co takiego wymyślili.
Mowę rozpoczął starszy mężczyzna. Wyłączyłam
się na ten czas. Dopiero po chwili zorientowałam się, że praktycznie przez cały
czas patrzyłam na młodego aktora. Obserwowałam jego każdy ruch… Potrząsnęłam
głową, uświadamiając sobie, co robię.
Poprawiłam się znów na siedzeniu i opierając
głowę na ręce, zaczęłam wsłuchiwać się w to co mają do powiedzenia. Akurat pan
Jacobson zakończył przemówienie i dopuścił do głosu chłopaka. Ten posłał
przedmówcy delikatny uśmiech i przez chwilę w milczeniu obserwował widownię. Na
moment nasze spojrzenia się spotkały i musiałam powstrzymać się od odwrócenia
wzroku. Wytrzymałam te kilka sekund, ale rumieńca wstępującego na moje policzki
już nie potrafiłam powstrzymać. Nie wiem czy to zauważył, ale na jego ustach
znów zamajaczył się uśmiech. A niech cię!
-Jak już
niektórzy pewnie wiedzą, dopiero zaczynam swoja karierę aktorską. Już na samym
początku dostałem idealna szansę wykazania swoich umiejętności przed kamerą. Za
kilka dni ruszają zdjęcia do ekranizacji trylogii Władcy Pierścieni. Przez ten
czas nie będzie mnie na planie, ponieważ jestem tutaj, ale rozmawiałem z
reżyserem i powiadomiłem go, dlaczego mnie nie będzie. Peter, gdy usłyszał o
waszych warsztatach wpadł na pomysł, który bardzo mi się spodobał.- jego
uśmiech w tym momencie poszerzył się znacząco.- Nie zostaliście wybrani tutaj
przez przypadek…- zrobił krótką przerwę na zaczerpnięcie powietrza.- Po
zakończeniu warsztatów, osoby znajdujące się na auli polecą wraz ze mną do
Nowej Zelandii, aby tam towarzyszyć mi przez 2 miesiące na planie filmowym.
Będzie to dla was okazja, aby poznać jak to wszystko tak naprawdę wygląda,
zaczerpnąć rad od innych doświadczonych aktorów. To tyle. Dziękuję.
- My
również dziękujemy, Orlando.- Jacobson poklepał go po plecach i dodał jeszcze
parę swoich słów. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam! Jeśli to
faktycznie była prawda, to odwołuję wszystko to o czym myślałam na samym
początku i chyba aż podzeluję Gemmie. Niech tylko to usłyszy. Pożałuje, że
wymyśliła taką wymówkę na opuszczenie tego spotkania.
Więc dlatego nasz profesor tak zachował się,
kiedy mnie zobaczył. Nie żebym należała do jego ulubienic, ale chyba wolał abym
to ja, a nie Gem udała się do Nowej Zelandii. W duchu cieszyłam się jak małe
dziecko. Zresztą, kto by się nie cieszył z możliwości bycia na planie filmowym
takiego widowiska jakim miała być ta trylogia?
Moja sąsiadka odwrócił się do mnie z szerokim
uśmiechem. Odwzajemniłam jej tym samym i obje padłyśmy sobie w ramiona. Tak
bardzo cieszyłam się z tego wyjazdu, że całkowicie wypadło mi z głowy to, że teraz
koniecznie będę musiała o wszystkim powiedzieć swojej paczce. To nie będzie
takie łatwe…
Średnio mi się podoba końcówka, ale dodaję, bo już sporo czasu minęło ;)
Szkoda ze nie może wziąć Beth do Nowej Zelandii, chyba ze może ? ;p Ciekawe jak na wyjazd Mer zareaguje pewien Pan :P czekam na następny :P
OdpowiedzUsuńOch, no raczej nie bardzo, tylko Ci wybrani ;p Myślę jakby tu przerobić kolejny rozdział, hahaha, ale impreza chyba zostanie...
UsuńNowa Zelandia ? Nieżle. Jestem ciekawe jak zareaguje na to Taylor. Dwa miesiące to w końcu trochę długo. Mam nadzieję, że Margaret nie przyczepi się w tym czasie do Orlanda :P
OdpowiedzUsuń